Strona:Julian Krzewiński - W niewoli ziemi.djvu/175

Ta strona została przepisana.

pana — w czem przekonał, to w końcu może pan powiedzieć, że może ja przed chwilą niczego nie dowodziłem, a może nic nie mówiłem, albo wcale mnie niema.
Zaśmiał się serdecznie profesor.
Tymczasem w salonie dała się słyszeć przegrywka na fortepianie do popularnej kolendy. Wszyscy więc tam pospieszyli i głosy dorosłych połączyły się w zgodnym chórze z dyszkantami dzieci: »W żłobie leży«...

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Młodzież za poradą babki usiłowała bawić się w »cenzurowanego« i »sekretarza«, ale to zabawy nie dla dzisiejszej młodzieży, więc rozstawiono stoliki do kart i grano w kinga a nawet w bridge’a.
Anatol przypatrywał się tej grze i podziwiał zdolności w dzieciach do tych trudnych gier. Ożywiona rozmowa w salonie oderwała wreszcie jego uwagę od kart i tam skierował swoje kroki.
Tu babcia twierdziła, że się na coś tam nigdy nie zgodzi, a jeżeli nie zechcą stosować się do jej autorytetu, (takie to teraz czasy) to ona idzie do swojego pokoju, aby swojemi zacofanemi pojęciami nie deranżować całego towarzystwa.
Pożegnała się ze wszystkimi i trochę obrażona odeszła do siebie.