Strona:Julian Krzewiński - W niewoli ziemi.djvu/18

Ta strona została przepisana.

— Pan dyrektor każe butlę Pommery, ale już, bo idę spać zaraz.
— Uprzedzam, że Pommery podrożało. Dla pana kosztuje o rubla drożej, zatem osiem pięćdziesiąt.
— To nie chcę. Daj pan Iroy za siedem pięćdziesiąt.
— Do usług, już się mrozi.
— Stefanku, zupełnie niepotrzebnie się siepiesz, poklepał go po ramieniu Karol.
— Mam pragnienie, wytłomaczył mu aktor.
Anatol niechętnie nań ciągle spoglądał. Przerwał mu rozmowę wyjątkowo szczerą i przez to bardziej interesującą od innych, podobnych pogadanek nocnych z przyjaciółmi. To też, gdy przyniósł kelner wino, Anatol prędko wypił swoją szklankę, przynaglił tamtych, żeby wypili prędzej, nalał im znowu i sobie i już było po butelce. Tak się z tem spieszył, aby Alfi, zaspokoiwszy pragnienie, zostawił ich jak najprędzej znów samych.
Rzeczywiście, Alfi zapłacił butelkę, uścisnął jednemu i drugiemu dłonie, krzyknął im na pożegnanie:
— Całuję cię w rondel, całuję cię w rozbef! i dodał jeszcze: zresztą wpadnę jeszcze do klubu. Tylko zobaczę, jak tam idzie Kądzielskiemu! — i odszedł.
Kawiarnia powoli opróżniała się. Światła