Strona:Julian Krzewiński - W niewoli ziemi.djvu/184

Ta strona została przepisana.

styczniły mu szarości i powszechności ich codziennego życia oraz pospolitości jej umysłu.
Przeszedłszy straszne cięgi, których jej życie nie szczędziło, instynktownie zdawała sobie sprawę, że uśmiech szczęścia do niej zwrócony był rzadkim w życiu kaprysem fortuny, był czemś w rodzaju głównej wygranej na loterji. Jeżeli nie potrafi zbudować swej przyszłości na tym fundamencie, przeznaczona jest na nędzę poprzedniego jej bytowania i marny koniec pod płotem, albo w szpitalu, skąd ją cudem wydostał Anatol.
wszystkie te myśli nie były jej udziałem jednak. Była zanadto ograniczona na to, aby zdać sobie dokładnie sprawę z położenia, ale spryt i wrodzony instynkt kazały jej działać w takim kierunku, w jakim innego pokroju intellekt musiałby postępować pod wpływem rozumowanego planu.
Powitanie na peronie było krótkie, ale znać było, że nie sama ona zatęskniła. A kiedy Anatol znalazł się w swem wygodnem łóżku, obsłużony na każde zawołanie, gdy uświadomił sobie, że tu jednak wiedzą, czego mu na każde mrugnięcie powiek potrzeba i nigdzie nie znajdzie takiego zrozumienia prawie podświadomych życzeń, powiedział sobie: »wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej«.