Strona:Julian Krzewiński - W niewoli ziemi.djvu/185

Ta strona została przepisana.

I popłynęły znów dni pełne jednostajności i… nudy.
Anatol zdawał sobie dokładnie sprawę z tego, że to stałe zdenerwowanie zawdzięcza właśnie nudzie, ale narazie nie chciał szukać lekarstwa na to, gdyż nie umiał wyobrazić sobie czynników, które mogłyby korzystnie wpłynąć na panoszący się w jego duszy spleen. Ponieważ zaś dawny jego, hulaszczy tryb życia przedstawiał mu się we wspomnieniu nie pozbawionym nudy z dodatkiem fizycznego wyczerpania, więc dzisiejsze jego położenie, aczkolwiek jednostajniejszemi zdarzeniami urozmaicone, w porównaniu z poprzedniem życiem zyskiwało znaczenie. Rozumiał to dobrze, że pierwsze chwile z Antoniną, owiane czarem nowości, można porównać do nowych znajomości i zabaw wśród nich w początkach jego ustalenia się w Warszawie.
Jego znudzona mina nieraz dawała temat Kowalskiemu do poobiednich pogawędek.
— Bierz przykład ze mnie; — mawiał stary, — mógłbym być twoim ojcem, a przecież więcej mam w sobie życia, radości, energji, jak ty.
— No tak, — odpowiadał Anatol, — »Wujo« jest wyjątkowy człowiek, godzien zazdrości i podziwu. Przecież »Wujo« gdby chciało, toby królem polskim mogło zostać.