Strona:Julian Krzewiński - W niewoli ziemi.djvu/19

Ta strona została przepisana.

nad opuszczonemi przez gości stolikami gaszono i wkrótce tylko jedna lampka elektryczna oświetlała długi stół na kilkanaście nakryć, a przy nim markujących po nocy Anatola i Karola. Anatol w dalszym ciągu snuł swoje refleksje na tle przeżyć osobistych, a Karol czynił raz w raz trzeźwe i nie pozbawione humoru uwagi.
Anatol Stefanowski pierwszy raz od paru lat uczuł się w nastroju do zwierzeń. Opowiadając dzieje swego życia, miał wrażenie, że pozbywa się potrochu ciężaru nudnych myśli, które osiadły na dnie jego duszy. Pchało go coś do zwierzeń i starał się nie zwracać uwagi na to, że zapewne Karol niewielką wagę przywiązuje do jego dzisiejszej spowiedzi. Spowiadał się więcej dla siebie, niż dla słuchającego, jak niegdyś dla ulżenia swemu sumieniu mówił swe młodociane grzechy księdzu, nie dbając o to, jak on na to reaguje. Jak wtedy mówił to wszystko swemu Bogu, którego blizkość w takiej chwili odczuwał całą głębią swej młodzieńczej duszy, tak teraz powierzał swe przeżycia jakiejś istocie bezosobowej, jakiemuś aniołowi-stróżowi, i dlatego coraz mniej wyraźnie zwracał się do Holcmana, a mowa jego przechodziła w szept konfesyjny.
Opowiadał o tem, jak wyobrażał sobie