Strona:Julian Krzewiński - W niewoli ziemi.djvu/24

Ta strona została przepisana.

proboszczowi naskarżyły, wyklął mnie i ją z ambony, a nareszcie osaczyły mnie wprost we dworze, grożąc obiciem, jeżeli się z tą dziewuchą nie ożenię!!
Tu Karol zagdakał, jak szalony.
— Z rewolwerem w ręku utorowałem sobie drogę do wyjścia i pierwszym pociągiem odjechałem do Warszawy. Wezwałem karbowego do siebie, a na jego propozycję, wydzierżawiłem mu moje Jagaty, jemu właśnie, bo już służąc u mnie tyle nakradł, że stać go już było na to przedsięwzięcie.
— No i dobrze — zauważył Holcman — teraz sobie żyjesz spokojnie i już.
— Dobrze? — spytał ze smutnym uśmiechem Anatol. Cóż to za życie? Co za cel mego wałęsania się z knajpy do cukierni, z cukierni do kabaretu? A najgorsze to to, że już teraz nie widzę kresu tej szarzyzny i tej nudy. Ty masz zajęcie, a tu odpoczywasz po trudach dnia.
— I ty powinieneś wziąć się do czego. Dzierżawny czynsz z twoich Jagat jest mały, cóżby ci szkodziło dorabiać sobie, coś nie coś.
— Nie chce mi się. Już swojego czasu próbowałem pracować. Po paru tygodniach rzucałem zajęcie. Już wolę się nudzić nad filiżanką kawy, jak nad biurkiem jakiegoś biura, lub coś w tym rodzaju.