Strona:Julian Krzewiński - W niewoli ziemi.djvu/36

Ta strona została przepisana.

skiem. Wogóle opowiadania jego dosyć interesujące słuchaczy, miały wprawdzie zwykle cechy prawdopodobieństwa, ale też jakąś płynność i niestałość. Ten, z którym był raz na wyprawie myśliwskiej w Afryce nazywał się hr. Potocki, to znów pan Kościelski, kobieta, którą niegdyś do szaleństwa kochał, raz w jego opowiadaniu wyszła za mąż i ma już dorosłych synów w wieku Anatola i Karola, to znów umarła w ośmnastej wiośnie życia.
Jego szczere przejęcie się opowiadanemi historjami dawało takie pozory prawdy, że istotnie zdawało się, że sam w to wszystko najtwardziej wierzył.
Anatol lubił bardzo tego oryginała, podziwiał jego pogodne usposobienie i pomysłowość wprost fenomenalną w wyborze tematów dla bawienia towarzystwa oraz w komponowaniu wciąż nowych potraw, a szczególniej przekąsek do wódki.
Ci dwaj, których teraz zastał siedzących przy czarnej kawie, byli mu z całej bandy najsympatyczniejsi, to też serdecznie uścisnął ich dłonie.
Karol był najwyraźniej śpiący, ale trzymał się dzielnie.
»Wuj« zaprosił Anatola szerokim gestem, aby zajął krzesło obok niego i spytał go troskliwie, jakgdyby chciał mu coś zafundować: