Strona:Julian Krzewiński - W niewoli ziemi.djvu/44

Ta strona została przepisana.

towali jak dziecko, Jan Krzysztof Oparski; dalej zjawił się wzięty dość malarz Trąbek i buchalter pewnego banku, kolega ze szkolnej ławy Armanda.
Kiedy orkiestra zaczęła swoje produkcje w kawiarni, wszyscy oni zabrali się ku wyjściu, nie uznawali o tej porze muzyki, która przeszkadzała im w rozmowach i dyskusjach, które przeważnie przypominały proces przelewania z pustego w próżne.
»Wujo« wziął swym serdecznym ruchem Anatola pod rękę i zaproponował, aby poszli razem.
— Chcę ci pokazać pewną panienkę, która mnie interesuje.
— Znów się wuj podkochuje, — zaśmiał się Stefanowski.
Ale tamten wypierał się w pień, przysięgał się, że kochał tylko raz i dlatego został starym kawalerem, a tę panienkę uważał za przelotną sympatyjkę.
Idąc przez parę ulic, Anatol miał sposobność podziwiać niesłychaną ilość znajomych wuja. Wszystkim im kłaniał się stary z większą lub mniejszą rewerencją, ale w każdym razie bardzo serdecznie darzył wszystkich uśmiechem.
Nagle otworzył drzwi do wędliniarni i pięknym gestem wpuścił tam towarzysza pierw-