Strona:Julian Krzewiński - W niewoli ziemi.djvu/46

Ta strona została przepisana.

Anatol znudzonym wzrokiem rozejrzał się po mokrych ulicach, nie miał gdzie iść!
Uczuł potrzebę przechadzki, podniósł kołnierz i poszedł w stronę wiaduktu.
Latarnie łukowe, oświetlające aleję, wiadukt i most, odbijały się w czarnem lustrze mokrej ulicy; mgła otulała Wisłę i drugi jej brzeg. Wiatr od rzeki dął z wzrastającą siłą w miarę zbliżania się do Wisły.
W tej stronie Anatol nie spotkał nikogo. Po schodach zeszedł z wiaduktu na bulwar i szedł nim w stronę letniej przystani wioślarskiej.
Wdychał orzeźwiającą wilgoć w uwędzone kawiarnianym dymem płuca, gonił znudzonym wzrokiem poprzez mgłę widne światełka Pragi i dumał.
Zastanawiał się nad młodzieńczem usposobieniem Kowalskiego, zazdrościł mu tych różowych okularów, przez które taka kiełbaśniczka wydawała mu się naprawdę »bajeczną«, a dzisiejsze przyjęcie Alfiego naprawdę godnem uczestniczenia zdarzeniem.
Anatol miał się zamiar kiedyś ożenić, ale ostatnimi czasy zrezygnował z tej myśli, zrażony do instytucji małżeństwa doświadczeniem innych.
Kiedy rozmyślał o małżeństwie, ani jednej szczęśliwej pary nie znajdował między znajo-