Strona:Julian Krzewiński - W niewoli ziemi.djvu/53

Ta strona została przepisana.

dalej i ani na chwilę nie przyszło mu do głowy wycofać się z tej ryzykownej awantury.
Hazard ten zaczął go podniecać. Pokonał już w sobie wszelką obawę i czekał spokojnie następstw swego lekkomyślnego kroku.
Palił papierosa, co mu stanowiło ulgę dla rozigranych nerwów.
— Daj pan grabę! Przemówił apasz.
Pozwolił mu się prowadzić.
Weszli ostrożnie na zwodzony mostek bez poręczy.
Stefanowski stąpając za prowadzącym go, słyszał o metr pod stopami pluskanie wody.
Czuł, że cały jest w mocy nieznajomego draba.
Potem mostek się skończył, Anatol usłyszał jakieś, widać umówione, rytmiczne pukanie.
Coś od wewnątrz zaszeleściało, zaszłapało, zgrzytnął jakiś rygiel, czy coś w tym rodzaju i znaleźli się obaj w niskiej kajucie berlinki.
Gdy usiadł na jakiejś pace, rozejrzał się uważnie po ciasnej, niskiej ciupie.
Ściany ze zbutwiałych desek gdzieniegdzie gołe, gdzieniegdzie oklejone były jakiemiś próbkami tapet, obrazkami wyciętymi z »Tygodnika ilustrowanego« i dwoma oleodrukami przedstawiającymi Puławskiego i Aleksandra III-go.