Strona:Julian Krzewiński - W niewoli ziemi.djvu/55

Ta strona została przepisana.

dla tego biedactwa, skazanego od kolebki na takie wpływy i takie otoczenie.
Biedne dziecko na dnie nędzy.
»O ludzie, ludzie, co wy robicie z życia...
O życie, życie, co ty robisz z ludzi«...
Usłyszał wnet dyspozycję nieznajomego co do herbaty i »sznapy«.
— Acha, — drażnił się umyślnie, jakby nazłość sobie samemu Anatol, acha, rozumiem, chcą mnie naprzód upić, a potem dopiero ograbić.
Tak, tak, niedługo już pewnie rybki będą go jadły.
Od tych czarnych myśli oderwało go wołanie ładnej dziewczyny, która darła się na cały głos w maleńkiej kajutce: »Olenia, Olenia, chodzino!«
Za chwilę przez niziutkie drzwiczki wsunęła się, a raczej, wcisnęła z trudem gruba, czterdziestoletnia baba w barchanowej, czerwonej spódnicy i białym, perkalowym, potężnie brudnym kaftaniku. Włosy miała w fantastycznym nieładzie. Oczy podpuchnięte i nabiegłe krwią miała podczernione, jak również i brwi, policzki uróżowane odbijały jaskrawym tonem od pudrem grubo pokrytej, naturalnej purpury ogórkowatego nosa.
Niewiele zwrócił na tę postać uwagi i ciekawie spojrzał w czarną czeluść drzwi, z któ-