Strona:Julian Krzewiński - W niewoli ziemi.djvu/62

Ta strona została przepisana.

wiem kto na tem gorzej wyjdzie. A zresztą może za to, że tego »fijołka« obroniła przede mną, będzie miała fory.
Zaśmiał się patrząc na Anatola.
Ten mimo zawrotu głowy i gorączki, jaką u czuwał od pewnego czasu, zrozumiał, że należy mu się bronić przed zarzutami Glenia, bo będzie zgubiony i zabawa, która z początku wesoło się zaczynała, mogła się dlań najsmutniej skończyć.
— Czegoś się, durniu jeden do mnie uprzedził? — zapytał, wstając.
Stefka wzięła go wpół i chciała posadzić, bojąc się nowej awantury, ale on już działał z pewnem postanowieniem. Bił pięścią w stół i wogóle udawał mocno obrażonego.
Jak śmią go tu obrażać? Wszedł tu pełen zaufania do swojego przyjaciela, Mondrala, że nie potrzebuje niczego się obawiać i chociaż i teraz wie, że włos mu z głowy nie spadnie, to żąda od smarkacza, aby go przeprosił za podejrzenie, jakoby był szpiclem, jak również i szanowną panią, czy pannę »Olenię«, jego opiekunkę, sercem mu oddaną, która mogłaby być jego matką.
— Przeprosisz ją, jak tu wróci, — ciągnął dalej, przeprosisz za zeszpecenie i tak niezbyt powabnego lica!
Tu nalał dwa kieliszki i podszedł z nimi