Strona:Julian Krzewiński - W niewoli ziemi.djvu/63

Ta strona została przepisana.

do Glenia, który niechętnie przyjął jeden z nich, ale trącił się i wypił.
Anatol, chcąc zaskarbić sobie zaufanie, wyjął portfel i rzucił go na stół.
— Masz, poszukaj. Znajdziesz tam paszport i bilety wizytowe.
Chłopak przeszukał portfel, nie ruszył pieniędzy, obejrzał paszport, paczkę biletów wizytowych, zaśmiał się i zawołał:
— A to ci dopiero, jak Pana Boga mego, naprawdę nazywa się Anatol Stefanowski, nie zełgał.
Oddał cały portfel Anatolowi, wstał i serdecznie a mocno uścisnął jego rękę.
Najwidoczniej zniewoliło to i Mondrala i Stefkę do okazania uznania swego Anatolowi, że potraktował ich, jak sobie równych i nie zmyślonem lecz swojem własnem nazwiskiem zarekomendował im się.
Teraz pękły już lody i stało się jasnem Anatolowi, że awantura, w którą tak lekkomyślnie samochcący się wplątał może teraz nie pociągnąć zgubnych dla niego następstw.
— Idź Ferdek po Olenię, ona tam, pewnie, siedzi na wierzchu i beczy. Idź ją przeprosić, — namawiała go Stefka.
Poszedł.
Nagle Anatol uczuł zawrót głowy.
Co to jest?