Strona:Julian Krzewiński - W niewoli ziemi.djvu/64

Ta strona została przepisana.

Nie może to być upicie, znał swoją miarę i wiedział, że ta ilość wódki nie mogła mieć takiego działania.
Przez myśl mu przeszło, czy go me zatruli, czy czasem nie chcą go uśpić.
Zatoczył się, aż Stefka podbiegła i podtrzymała go; usiedli obok siebie, jak poprzednio.
— Nienauczony pić, to się i spił, — szepnęła do Mondrala.
Mondral kiwnął głową i nalał sobie wódki.
Uczuł teraz Anatol jakieś nieznośne palenie oczu i mimo dusznego gorąca, panującego w kajutce, doświadczył wyraźnie nieprzyjemnego dreszczyku, który mrozem przeszedł mu po wszystkich nerwach.
— Zdaje mi się, że jestem chory, — szepnął, skłoniwszy głowę na gołe ramię pięknego dziecka. Koszula z tego ramienia jej się zsunęła i kiedy otworzył ociężałe powieki, ujrzał jędrne, malutkie, przepyszne jabłuszko młodocianej piersi.
Swym policzkiem odczuwał aksamitną gładkość okrągłego ramienia, czuł w swej dłoni szorstką, małą rączkę dziewczyny, na twarz jego rozsypały się złote włosy; bliskość tej ciepłej dziewczyny każdem dotknięciem paliła go, jak ogniem, a mimo to drżał cały z zimna.
— Chory jestem, zaziębiłem się widać..., szeptał znów skarżącym się tonem.