Strona:Julian Krzewiński - W niewoli ziemi.djvu/71

Ta strona została przepisana.

różniczy kij z przywiązaną przy nim sakiewką i w zachwycie napawa się widokiem jakiejś nieskończonej, falującej przestrzeni, pełnej, fantastycznych blasków i promieni.
Obraz ten nosił tytuł »Wzniosłe akordy«.
Widział go teraz, jak żywy.
Oto on jest takim pielgrzymem i czeka z utęsknieniem na wschód słońca, marząc, że ono wyczaruje przed jego oczami tę wspaniałą krainę niedościgłych tęsknot.
Wtedy w duszy młodego Anatola brzmiały całą potęgą wzniosłe akordy...
Dziś...
Ze wstrętem wstrząsł się całą swoją istotą.
Życie z dnia na dzień, poszukiwanie chwilowej rozrywki, rozrywki bez wyboru, aby znaleźć jedynie choć chwilę zapomnienia.
I gdzież to on się teraz znajduje? W jakiem towarzystwie? Był moment, że kiedy uprzytomnił sobie, że za chwilę zjawi się dwóch bandytów w towarzystwie starej złodziejki i rozpustnicy i że z nimi wiążą go już pewne stosunki i wspólne przeżycia, — chciał zerwać się na równe nogi, odtrącić przytuloną doń dziewczynę i rzucić się w nurty płynące rzeki, uciec, uciec na zawsze od tego dzisiaj może wierna rzeka opłucze zeń całe warstwy czarnego, brudnego błota, które osiadało na