Strona:Julian Krzewiński - W niewoli ziemi.djvu/8

Ta strona została skorygowana.

Nagłym ruchem wstał, raczej zerwał się z łóżka i włożywszy szlafrok, zaczął spacerować po pokoju.
Dość tego! Trzeba przerwać tę nieznośnie ciągnącą się nić nudy i zwyczajności. Zawsze, jak daleko sięgnie myślą, marzył o życiu niezwykłem, o zdarzeniach niebywałych, o uczuciach nieprzeciętnych, życiu pełnem przygód.
Tymczasem...
No tak, zapewne...
Pierwsze dni chłopięce i młodzieńcze pełne były przygód i tej niezwykłości, do której tęsknił siedząc nieraz w klasie szkolnej, nie słuchając wcale nietylko wykładów profesorów, ale nawet nie zwracając uwagi, że do niego stosowano zapytanie. Przeżył wiele. To prawda. I niejeden z jego towarzyszów zazdrościł mu treściwości stosunkowo krótkiego jego życia.
Cóż, kiedy Anatol odczuwał, że to życie pełne zmian było jakby ciągnione za włosy. Zdawało mu się, że on nie jest stworzony do czegoś nadzwyczajnego, a raczej przeznaczeniem jego było skończyć gimnazjum, potem wyższy jaki zakład naukowy, potem zostać adwokatem, inżynierem, urzędnikiem. Potem ożenić się, mieć dzieci, raz na tydzień chodzić do resursy na bridgea i pozatem prowadzić życie normalnego, uczciwego człowieka, dążącego do emerytury.