Strona:Julian Krzewiński - W niewoli ziemi.djvu/84

Ta strona została przepisana.

Stefka...
Więc Stefka jest naprawdę, egzystuje.
Ujął ją za rekę i poprowadził do pokoju.
Zdziwienie jego nie miało granic. Skąd się tu wzięła?
Posadził ją na krześle, zapalił elektryczność i zaczął się dopytywać o szczegóły wczorajszej nocy.
Opowiedziała mu, jak się rozchorował, jak utracił na parę godzin przytomność, jak prowadził z nią na jej posłaniu rozmowę o jej życiu i obyczajach, jak interesował się rybołówstwem, dopytywał się czy łowi i jakie ryby, przebywając stale na Wiśle, jak zażądał, aby mu przyniosła przez siebie złowione rybki, jak dał jej dokładny swój adres na bilecie wizytowym...
Anatol słuchał tego wszystkiego, nie mogąc wyjść z podziwu.
Powiedziała, że przyszła się przy sposobności z nim pożegnać, gdyż lada godzina muszą odjechać z berlinką, gdyż »fijołki« zwróciły już na nią baczną uwagę...
Podała mu koszyk z rybami. Było tam parę drobnych sztuczek.
Przeprosił ją, że się położy, ale czuje się bardzo osłabiony, jakby bliski omdlenia, najwyraźniej choruje.
Położył się i otulił po szyję kołdrą.