Strona:Julian Krzewiński - W niewoli ziemi.djvu/90

Ta strona została przepisana.

Usiadł na łóżku i spuścił nogi na ziemię.
Zakręciło mu się w głowie, ale czuł, że choroba już przeszła bezpowrotnie, pozostawiając po sobie osłabienie ogólne.
Postanowił, że pierwsza rzecz, jak będzie mógł wyjść na ulicę, pojedzie odwiedzić ją w szpitalu Śgo. Ducha.
Spojrzał w gazetę, gdyż zapomniał nazwiska samobójczyni...
Acha, Antonina Wierzejkówna... Dobrze. Pójdzie do szpitala, zaopiekuje się nieszczęsną. Ma wolną kuchnię, zaproponuje chorej, aby się do niego przeniosła, a gdy wyzdrowieje, zajęła się trochę porządkiem w jego kawalerskiem mieszkaniu.
Och, jego uczynek nie jest pozbawiony podkładu egoizmu, będzie miał lepszą i życzliwszą obsługę od nieznośnej Tomaszowej. Doskonale się składa, że można tu ich dwie korzyści połączyć dla wspólnego pożytku.
Wyciął nożyczkami komunikat z kurjerka, schował do kieszeni kamizelki i zadowolony ze siebie i ze swego pomysłu, położył się na łóżku.
Może nareszcie będzie mógł doprowadzić do tego, by mieć wszystko na zawołanie i aby ten pokój i kuchnia wyglądały jakoś po ludzku.
Papierosy będą wreszcie w jednem określonem miejscu, a nie wszędzie: w bieliźnie, pa-