Strona:Julian Krzewiński - W niewoli ziemi.djvu/95

Ta strona została przepisana.

— Idzie tylko o to, żeby ta propozycja pani przypadła do gustu i żeby się pani czuła na odpowiednich siłach, aby przenieść się do kuchni mojego kawalerskiego mieszkania. Na razie pielęgnowałaby panią stróżka, któraby jednocześnie sprzątała i ugotowała coś nie coś, a potem w braku innego zajęcia zajęłaby się pani sprzątaniem mieszkania, utrzymania w porządku mojej bielizny, ubrań...
Chora słuchała, jakby nie wierząc swoim uszom; radość malowała się w jej zagasłych oczach, uczuwała wdzięczność nieskończoną do nieznajomego dobroczyńcy, który ratował ją z położenia bez wyjścia.
Nic nie mówiła, ale czytał w jej oczach zapytanie, co go skłoniło do zajęcia się jej losem.
Opowiedział więc, jak mu się sprzykrzył wieczny nieład kawalerskiego mieszkania, dowodził, że robi to z myślą znalezienia nareszcie życzliwej opieki nad mieszkaniem, bez uciekania się do urzędowej służby, która nietylko niedbale odnosi się do swych obowiązków, okrada samotne osoby, jak on i w dodatku nie odczuwa żadnego współczucia dla potrzeb i wymagań chlebodawcy.
Wtedy z trudem, cichym głosem przemówiła:
— Ta propozycja spada jak z nieba na