Strona:Julian Krzewiński - W niewoli ziemi.djvu/97

Ta strona została przepisana.

był sam z siebie i znajdował teraz w swej duszy zasoby do czynienia ulgi cierpiącym bliźnim.
Tak rzadko stykał się z chorobą i nędzą, a tu naokoło w tym domu niedoli widział na każdej twarzy piętno cierpienia.
Nagle w korytarzu zadźwięczał żałośnie dzwoneczek. Chore utkwiły oczy we drzwiach wejściowych.
Za chwilę weszły dwie zakonnice i uklękły z dwóch stron drzwi, potem wszedł zakrystjan dzwoniąc i ukląkł przy jednej z chorych, a nareszcie ksiądz w komży i stule z Panem Bogiem.
Głowy wszystkich pochyliły się. Anatol ukląkł i zatopił twarz w dłoniach. W jak inne nastroje, w jak nowe dlań dziedziny zaprowadził go towarzyszący mu gienjusz.
Porównywał pijacką noc w szynku, szał tańca, zawrotność rozszalałej muzyki i cichy, trwożliwy spokój tych sal szpitalnych...
Ktoś rozstawał się z życiem, ktoś odchodził w krainę duchów...
Dzwonek dawał znak, że konająca przyjmuje komunję.
Spojrzał teraz na twarz zatrutej sublimatem...
Jej piękne, czarne oczy jaśniały nadzieją lepszego jutra, a okaleczone wargi z uśmie-