To zapewne Szarmantcki wyjeżdża na łowy.
Ten sowizdrzał dom cały przewrócić gotowy,
Co też on nie wyrabia! gada bez pamięci,
Lata z kąta do kąta, wierci się i kręci,
Każdą zaczepi; ja mu nie mogę darować,
Wczoraj na schodach chciał mię gwałtem pocałować;
Jam się od tej napaści jak mogła broniła,
Nareszciem go ze złości za włosy chwyciła.
Lecz śmiech mię jeszcze bierze, uciekł przelękniony;
A w ręku mym się został warkocz przyprawiony,
Chcesz? to ci podaruję tę zdobycz ogromną.
Nie chcę, ja mu kawałka tego nie zapomnę.
Nie wiem dla czego trzpiot ten u nas przesiaduje,
Widzę, że Starościnie bardzo nadskakuje.
I samemu Staroście; jeźli nie mylę się,
To podobno zamyśla o pannie Teresie.
Kto? on? niechże Bóg broni: takowe zamęście,
Przyniosłoby tej pannie ostatnie nieszczęście:
Któżby ją znowu oddał trzpiotowi takiemu?
On jej nigdy nie godzien.
Dajmy pokój temu,
Mówmy raczej o sobie: Agatko kochana!