Ta strona została uwierzytelniona.
Podkomorzy.
No, chwała Bogu! przecież nasza Starościna
Nie ma gorączki, lepiej mieć się już zaczyna.
Starosta (cicho do Podkomorzego.)
Są to chimery, na dzień w łóżku leżeć rada;
Kiedy chce tylko, to ją ta słabość napada.
Jakób (wpada z radością.)
Panicz nasz starszy jedzie, i barwę i człeka
Wszyscyśmy rozeznali, choć jeszcze zdaleka.
Podkomorzy.
Wszakżem mówił Waćpani, że na obiad stanie.
Podkomorzyna (z radością.)
O Boże! jakże tkliwe będzie powitanie.
Czy on tylko zapewne! ach dla matki tkliwej
Co za radość, ach! jakiż to moment szczęśliwy.
(Bieży do okna i patrzy.)
Ach on, ale daleko.
Podkomorzy (idzie także do okna, Teresa zdaleka za nim patrzy.)
Już mostek na rzece
Minął, ach jak się spieszy, już wjeżdża w ulicę.
Podkomorzyna.
Z radości wstał z powozu, i chustką znak daje.
Teresa (z pomieszaniem na boku.)
Radość i pomieszanie w sercu mem powstaje.
Starosta.
Właśnie sobie wspominam, kiedym z dyrektorem,
Wracał ze szkół do domu nad samym wieczorem,
Byłem jedynak, i mnie rodzice kochali,