Strona:Julian Ursyn Niemcewicz - Powrót posła.djvu/66

Ta strona została uwierzytelniona.
Walery (z ogniem.)

Wyznaję mą winę,
O Tereso! miej litość nad smutnym mym stanem:
Nie byłem w pierwszym razie czucia mego panem,
Gdy mi zdrajca pokazał ten obraz tak święty,
Zadziwieniem, zazdrością i żalem przejęty,
Nieszczęśliwy! nie mogłem atoli winować
Ciebie; przywykły tylko kochać i szanować,
Tłumiąc żal w sercu mojem, który mię przenikał,
Niespokojny, wejrzeniam twojego unikał.
Dziś jedno twoje słowo spokojność mi wraca,
Tyle frasunków jeden rzut oka zapłaca.
Ach! gdy w sercu nie zgasły cnotliwe płomienie,
Łatwo się wraca ufność, łatwe pogodzenie;
Zbrodzień, który podstępów śmiał takich się ważyć,
Który śmiał moję miłość, twę sławę znieważyć,
We krwi swej chyba zmyje urazy nieznośne.

Teresa.

Nie poszukuj twej krzywdy przez kroki zbyt głośne.
Serce moje napełnią niepokojem, trwogą,
O prędszą jeszcze zgubę przyprawić nas mogą.
Wierz mi, człowiek ten próżny, zepsuty i hardy,
Nie zemsty, ale raczej godzien jest pogardy.
Corazem nieszczęśliwsza, z ojcem moim zmownie,
Macocha rękę moję dała nieodzownie:
W tym okropnym przymusie jak sobie poradzę,
Lub posłuszeństwo, lub też miłość moją zdradzę.