Strona:Julian Ursyn Niemcewicz - Powrót posła.djvu/76

Ta strona została uwierzytelniona.

Że w jakiejścić kabance nad rzeką osiędą.
A dobrodziko! widzisz, nie o mleko chodzi,
Jegomość oczywiście na majątek godzi.

Starościna.

O ciel! quelle bassesse, ja jej nie pojmuję,
W żadnym romansie rzecz się taka nie znajduje,
Fi donc Monsieur Szarmantcki, wstyd mię za Waćpana.

Starosta (do córki cicho.)

Bardzo dobrze robiłaś Teresiu kochana,
Żeś się nie chciała wdawać z takim sowizdrzałem:
Chęć posagu pokrywał miłości zapałem.
Takiemu paniczowi nie oddam twej ręki.

Teresa (z uczuciem.)

Ach ojcze! przyjm najczulsze serca mego dzięki,
W radość zamieniasz srogą i rozpacz i trwogę.

Starosta (do Szarmantckiego.)

Choć ojciec, córki mojej przymuszać nie mogę,
Wstrętu jej przełożenie żadne nie zwycięża,
Przez żaden sposób nie chce Waćpana za męża.

Szarmantcki.

Z wstrętem walczyć nie można, z miejsc się tych oddalę,
Nie jedna rada będzie ukoić me żale,

(na boku.)

Tu mnie nie chcą: człek inną szczęśliwą uczyni.

Starościna.

S’il a le coeur sensible, umrze na pustyni.

Walery.
(z cicha do odchodzącego Szarmantckiego.)

Nie chcę cię tu zawstydzać zdrad twoich odkryciem,