W czasie tego koncertu obecni brali bez namysłu książki rozrucone tu i tam po stołach. Jeżeli kto znalazł jakiś ustęp ciekawy odczytywał go głośno, a jego słuchacze z uprzejmością słuchając, dziękowali mu pochlebnym szmerem. Kilka dzienników poniewierało się po kanapach, były to owe dzienniki angielskie albo amerykańskie, które mają zawsze pozór starych, chociażby jeszcze porozcinane nie były. Jest to robota niewygodna, rozwijać te okropne arkusze, któreby pokryły powierzchnią kilku metrów kwadratowych. Ale że zwyczajem jest nie rościnać ich, są więc nierościęte. Jednego dnia miałem cierpliwość przeczytać w tych warunkach New-York Herald’a i przeczytać go do samego końca. Ale niech każden osądzi, czy byłem wynagrodzony za moje trudy, wertując tę plątaninę, kiedy pod rubryka „personal”[1] wyczytałem: Pan X... prosi ładnéj Miss Z...., którą spotkał wczoraj w omnibusie z dwudziestéj piątej ulicy, żeby przyszła jutro do niego pod 17 numer w Hotelu świętego Mikołaja. Życzyłby sobie pomówić z nią w kwestyi małżeństwa. Co zrobiła ładna Miss Z...? Nie chcę nawet o tem wiedzieć.
Całe to poobiedzie przesiedziałem w dużym salonie, obserwując i rozmawiając. Rozmowa była dosyć zajmująca, gdyż mój znajomy Dean Pitferge siedział koło mnie.
— Jakże się pan ma po wczorajszym upadku? — zapytałem go.
— Doskonale — odrzekł mi. Ale to nie chodzi.
— Kto nie chodzi? Pan?
— Nie, nasz parostatok. Kotły szrubów źle działają. Nie możemy otrzymać dostatecznego ciśnienia.
— Czy spieszysz się pan do New-Yorku?
— Bynajmniéj! Mówię to jako mechanik i nic więcéj. Bardzo mi tn dobrze i szczerzebymi żal było opuścić tę kollekcyję oryginałów, którą traf zgromadził na okręcie dla méj przyjemności.
— Oryginałów! — zawołałem, patrząc na pasażerów napływających do salonu. Ależ wszyscy ci ludzie są do siebie podobni!
— A! widać, że ich pan zupełnie nie znasz, odpowiedział
- ↑ Sprawy osobiste.