Strona:Julijusz Verne-Miasto pływające.djvu/065

Ta strona została skorygowana.
57

i to nie najmniej chciwych gry. Naśladowałem ten zapał i postawiłem dollara. Los mi wyznaczył sześćdziesiąty czwarty kwandrans. Był to zły numer, nie miałem tu sposobu wyjścia z korzyścią. Istotnie ten podział czasu liczy się od południa jednego dnia do południa dnia drugiego. Są więc kwadranse dzienne i kwadranse nocne. Lecz te ostatnie nie mają żadnej wartości w grze, gdyż mało kiedy okręty rezykują się przybijać do lądu wśród ciemności, a zatem sposobność przyjęcia sternika na pokładzie w nocy rzadko się zdarza. Łatwo się przecież pocieszyłem.
Schodząc do salonu, zobaczyłem, że zapowiedziano jakieś czytanie na wieczór. Misyjonarz z Utah ogłaszał konferencyją o Mormonizmie. Była to dobra sposobność poznania tajemnic „Miasta świętych” z resztą ten elder p. Hatch miał być mówcą i to mowcą zawołanym. Wykonanie więc powinno było być godne dzieła. Podróżni przyjęli chętnie ogłoszenie o téj konferencyi.
Punkt, w którym byliśmy, wskazywały następujące cyfry:

Szer. 42° 32′ P.
Dłu. 510 59′ Z.
Bieg: 254 mil.

Około trzeciej po południu, sternicy dali znak zbliżenia się dużego statku o czterech masztach. Okręt ten zmienił trochę swój bieg, aby się zbliżyć do Great-Eastern’u w zamiarze poznajomienia go ze swem nazwiskiem. Ze swéj strony, kapitan kazał nieco zboczyć i wkrótce statek posłał mu swój numer. Była to Atlanta, jeden z tych dużych okrętów, które przepływają z Londynu do Nowego Yorku ocierając się o Brest. Witał nas mijając, a myśmy się odwzajemnili. Wkrótce potem, ponieważ płynął w przeciwną stronę, znikł nam.
W tym czasie Dean Pitferge powiedział mi z nieukontentowaniem, że konferencyja p. Hatch’a została zakazana. Purytanki będące na parowcu nie dozwoliły swym mężom zapoznać się z tajemnicami Mormonizmu!


XX.

O godzinie czwartej niebo dotąd zachmurzone, wypogo-