Mało miałem stosunków ze zwykłemi uczestnikami Smoking-room[1] mam wstręt do gry. Jest to rozrywka zawsze gburowata, a często szkodliwa. Człowiek pasyjonowany do gry zawsze jéj podlega; a niepodobieństwem jest, ażeby i inne złe namiętności nie przyłączyły się do niej. Wada ta zawsze pociąga inne za sobą. A trzeba i to jeszcze powiedzieć, że towarzystwo graczów składające się zawsze i wszędzie z różnorodnych osób, nie podoba mi się. Tam panował Harry Drake pośród swoich wiernych. Tam rozpoczynało to życie hazardowne kilku awanturników, udających się po szczęście do Ameryki. Unikałem spotkania się z owemi niespokojnemi ludźmi. Tego wieczora właśnie przechodziłem koło drzwi rudla nie wchodząc tam, gdy gwałtowne krzyki i wyrazy obelżywe zatrzymały mię. Stanąłem by się przysłuchać, a po chwilce przestanku, zdawało mi się z wielkiem podziwieniem, że słyszę głos Fabijana. Co on mógł robić w tem miejscu? Czy po szedł tam szukać swego nieprzyjaciela? Katastrofa któréj do tąd uniknęliśmy, miałaż teraz wybuchnąć?
Żywo drzwi otworzyłem. W téj chwili wrzawa dochodziła do ostateczności. Wśród tłumu graczów zobaczyłem Fabijana. Stał on wyprostowany naprzeciwko Drake’a, który stał także. Zapewnie Harry Drake musiał Fabijana po grubijańsku obrazić, gdyż Fabijan zamierzył się nań ręką i dla tego go nie trafił w twarz, że Corsican zjawił się niespodziewanie i wstrzymał go szybkim ruchem. Lecz Fabijan odwrócił się do swego przeciwnika, i powiedział mu, głosem zimnoszyderczym:
— Uważasz pan ten policzek za otrzymany?
— Tak — odpowiedział Drake — i oto mój bilet!
Pomimo więc naszego czuwania nieuniknione zrządzenie losu, sprowadziło spotkanie tych dwu śmiertelnych nieprzyjaciół. Rozdzielić ich już było za późno. Rrzeczy musiały iść swoim porządkiem. Kapitan Corsican spojrzał na mnie a ja dostrzegłem w jego oczach większy smutek niż zdziwienie.
Tymczasem Fabijan wziął bilet, który Drake rzucił na stół. Trzymał go w palcach jak przedmiot, z którym niewia-
- ↑ Sala do palenia tytoniu.