Posiadacz więc dwudziestego trzeciego kwadransa wygrywał dziewięćdziesiąt sześć dollarów. Był nim kapitan Corsican, który zupełnie nie myślał o tej niespodziewanej wygranej. Wkrótce wyszedł on na pokład i kiedy mu oddawano wygrany zakład, prosił kapitana Andersona, aby to zachował dla wdowy po młodym majtku tak nieszęśliwie zabitym uderzeniem morza. Komendant, nic nie mówiąc, ścisnął go za rękę. W chwilkę potem, jakiś marynarz przyszedł do Corsicana i kłaniając mu się z pewną porywczością: „Panie rzekł, moi koledzy przysyłają mię, ażeby powiedzieć panu, żeś uczciwy człowiek. Wszyscy panu dziękują w imieniu biednego Wilson, który nie może sam podziękować.“
Kapitan Corsican, wzruszony uścisnął rękę majtka.
Co do sternika, byłto człowiek szczupły nie miał miny marynarza, nosił kaszkiet ceratowy, spodnie czarne, surdut bronzowy z podszewką czerwoną i parasol. Był on teraz panem na okręcie.
W skoczywszy na pokład, nim wszedł na kładkę, rzucił plikę dzienników, do których podróżni rzucili się z chciwością. Były to wiadomości z Europy i Ameryki. Byłto węzeł polityczny i prywatny, zawiązujący się pomiędzy Great-Eastern’em i obu lądami.
Nastała burza. Walka żywiołów miała się rozpocząć. Grube sklepienie chmur, o barwie jednostajnej, zaokrąglało się nad nami. Atmosfera przyciemniona wyglądała jakby zpod zasłony. Natura widocznie chciała usprawiedliwić domysły doktora Pitferge’a. Parostatek zwolnił bieg, koła obracały się tylko trzy czy cztery razy na minutę. Przez klapy wpół otwarte wydobywały się kłęby białej pary. Łańcuchy kotwic były przygotowane. Kapitan Anderson wydał wszystkie rozporządzenia do zarzucenia kotwicy. Z góry wzniesienia z prawego boku okrętu, sternik ręką dawał znaki, jakie obroty miał wykonywać w wązkich przejściach. Lecz odpływ morza już się rozpoczął, przerwą więc która podziela ujście Hudsonu Great-Eastern nie mógł przepłynąć. Przymuszeni