Strona:Julijusz Verne-Miasto pływające.djvu/119

Ta strona została skorygowana.
111

— Na Great-Eastern’ie?
— Oczywiście odpowiedział mi uśmiechając się kochany oryginał, namyśliłem się i jadę. Pomyśl pan przecież, może to będzie ostatnia podróż Great-Eastern’u, ta właśnie, z któréj nie powróci.
Mieli już dzwonić na odjazd, kiedy jeden ze „steward’ów“[1] z hotelu Tifth-Avenue, przybiegł prędko, i oddał mi telegram z Niagary-Talls: „Ellen się obudziła, umysł całkiem jej wrócił, pisał mi kapitan Corsican, a doktór ręczy za nią“!
Zakomunikowałem tę dobrą wiadomość Dean Pitferge‘owi.
— Ręczy za nią! ręczy za nią! — odparł pomrukując mój towarzysz podróży — ja także ręczę za nią, Lecz cóż to dowodzi? Jeżeliby kto zaręczył za mnie, za pana, za nas wszystkich, mój kochany przyjacielu, możeby bardzo źle zrobił!...
W dwanaście dni późniéj, przybyliśmy do Brest‘u, a na zajutrz do Paryża. Podróż z powrotem odbyła się bez żadnego wypadku, z wielkiem nieukontentowaniem Dean Pitferge‘a, który ciągle oczekiwał rozbicia statku!
A kiedy usiadłem przy swoim stole, to, gdybym nie miał tych notatek z każdego dnia, ten Great-Eastern, miasto pływające w którym zamieszkiwałem przez cały miesiąc, to spotkanie Ellen‘y i Fabijana, ta nieporównana Nijagara; to wszystko wydałoby mi się snem tylko! Ach! co to za przyjemność podróżować, nawet kiedy się powraca, cokolwiek mówił o tem doktór! Przez osiem miesięcy nie słyszałem nic o moim oryginale. Ale dnia jednego oddano mi list z poczty, pokryty różnokolorowemi pieczątkami, który się rozpoczynał temi słowy:
„Na brzegu Coringuy skały podwodnéj Aukland‘u. Przecież rozbiliśmy się...“
A kończył się tak:
„Nigdy nie byłem zdrowszy!

Z całego serca Twój,
Dean Pitferge“.



KONIEC.



  1. Szafarz.