Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Łuk.pdf/10

Ta strona została skorygowana.

lakierowane na biało, z oparciami tak wygiętymi, że można na nich siedzieć wygodnie, a wyglądać wyniośle.
Blisko siebie ustawione, podobne były zdaleka do cieniutkich kromeczek białego sera.
W głębi ogródka, poza arkadami weneckich okien, widać było wypięty grzbiet połyskujących kontrabasów. Pani Maryśka myślała teraz z tryumfem o tem wszystkiem, co razem wzięte, poczynając od żwiru a kończąc na zapachu kotletów i muzyce, nazywa się restauracją Drobnera, lub poprostu samym „Drobnerem“.
Przecież, zwalczywszy wielokrotnie tę pokusę, mogła była w ciągu tego roku czynić oszczędności, i dojść do tych jedwabnych pończoch, żabotu, glacées rękawiczek...
— Albo chodzić do Drobnera, — mawiał mąż, — albo popierać matołka...
Matołkiem nazywała się skarbonka gliniana, w postaci niemieckiego młynarza, w tabaczkowej szlafmycy na głowie, w zielonych spodniach, z rozporkiem poniżej grzbietu.
W rozporek ten wkładało się zaoszczędzone drobne monety.
(Wszystkie drobne są dla matołka, Ździchu!)
Pani Marja wkładała tam także srebrne korony, lecz Zdzich nigdy się tego nie domyślił. Ona nazywała skarbonkę Hansem, a mąż matołkiem, dlatego, że za pieniądze w nim uzbierane miało się kupować stroje dla żony... Der dumme Hans!...
— Ładniebyś ty biedaku wyglądał, — pomyślała z rozczuleniem o mężu, — żeby twoja żona chodziła po ulicy, ubrana za same tylko pieniądze matołka. Zebrał ją pusty śmiech... Szłaby więc teraz przez planty w kapeluszu, bucikach, pończochach, a zresztą, jak ją Pan Bóg stworzył... Mogłaby to zrobić łacniej, niż niejedna aktorka, za którą mężczyźni szaleją...
Bo może chodzić bez gorsetu i niczego nie potrzebuje sobie podtrzymywać...
Z jakiejś wieży uderzył parę razy głos godziny.
— No, już-eś się napatrzył, synusiu, bo się spóźnimy!... — Wzięła go za rękę i rzucając przelotne spojrzenie na dwóch siwych panów za stolikiem, którzy uniósłszy wysoko brwi, pakowali do ust obmoczone w kawie rogale, skręciła w prawo, na plac Szczepański.
Po asfalcie gościńca mijały dorożki. Lakierowane szpry-