Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Łuk.pdf/102

Ta strona została przepisana.

oznaki królestwa, oraz żałoby... Już przeszedł stanik, już się udało połapać rękawy... Już fałdy długiej sukni zebrane na biodrach miała była Maryśka poodczepiać ze sprzączek gorsetu i spuścić, gdy z kąta podłogi i sufitu trysnął przeciągły syk... Dwa tęgie strumienie wody, puszczone z nienajmniejszych szpryc waliły przez garderobę.
Jeden bił w lustro, rozpryskując się na nim brylantową rozetą, drugi godził w odkryte nogi Janiny...
Zaczęła krzyczeć, w tej chwili hałas i popłoch ogarnął wszystkie szatnie damskie.
Łapiąc rekwizyty, z suknią wstrzymaną na biodrach, z płaszczem koronacyjnym, zwieszonym przez ramię, z kajdanami i puszkiem do pudru w rękach, rzuciła się ku drzwiom.
Z kątów garderoby syczały wciąż strzykawki i śmiech wesoły.
Maryśka wypadła za Janiną, za niemi zaś z sąsiednich przepierzeń i gorących kojców kilkanaście postaci, — cnót, prowincji i rzek, podkasanych, niedopiętych, z grubymi rysami szminki patetycznej na malutkich twarzach...
Cały ten ogon krzyku, łachmanów, emblemów, rozbieganych, nagich piersi i niezaradnie drepczących łydeczek, przez małe drzwi przeciskał się za kulisy.
— Co to jest!?! Co to znaczy, — wrzasnął Smolarski, odskakując od drzwi. — Panno Janino! Panno Janino!!!
Głos mu się przerwał, przedarł zupełnie, fale śliny pryskały w drżących ustach, jak grzany tłuszcz. Jego zieloną zazwyczaj twarz oblała purpura.
Chciał sobą zasłonić Janinę, a równocześnie, wstydząc się bliżej podejść, oczarowany wdziękiem jej smukłych nóg, porwany rozpaczą, że tak publicznie są odkryte, zdaleka wymachiwał bezsilnie ramionami...
Zresztą było już zapóźno. Ze wszystkich stron zbiegły się alegoryczne osoby, Kordjan, Mickiewicz, Łukasiński, Słowacki, Kopernik, Matejko, Jankiel, Robotnik, Strzelec.
Smolarski, kucnąwszy, rzucił się im nieomal pod nogi, kierując się ku dekoracjom. Chciał znaleść, czy odedrzeć kawał łachmana, lub szmaty, by zakryć nim nogi Janiny... By nikt nie widział, jak wygląda jego świętość, szczęście i wymarzony pocałunek...
Tymczasem tłum alegorji, widząc królową apoteozy, drepcącą w zlanych wodą pończochach, w kusych majtecz-