Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Łuk.pdf/103

Ta strona została przepisana.

kach i w koronie i w płaszczu koronacyjnym, — wybuchł śmiechem.
Nawet Janina, chociaż zawstydzona incydentem, śmiała się do rozpuku.
A cóż dopiero, gdy Smolarski, wyrwawszy skądś wreszcie kawał łachmana, czy płóciennego krzaka, starał się zakryć nim biodra Janiny!..
Wzbraniała się, krzycząc: — Niechże mnie pan do reszty nie ośmiesza tym listkiem figowym!..
Maryśka, skorzystawszy z zamieszania, wydostała się na podwórze, a stąd na ulicę. Ach, już dość miała dziś Ciąglewicza, Smolarskiego, Zatorskiego, Karowskiego, Janiny, przedstawień... Wszystkie wrażenia drżały w niej, przepajały zda się skórę, niczem brud...
— Czy czujesz Zdzichu, czy słyszysz, jak wybijam sobie ciebie z głowy?...
Szła naprzeciw ciemnego bloku kasarni. Cały budynek trzeszczał i sapał przyciszonym, lecz nieprzerwanym ruchem. We wszystkich oknach tliło wątłe światło czuwania... Przed zawartą bramą czerniła się ciemna gromada kobiet, czekających u wrót.
Maryśka, zgarbiona cierpiętliwie, przysunęła się do gromady i stanęła wśród bab. Przed nią jakieś plecy stroskane, za nią jakiś brzuch wzdychający. Po bokach łokcie i twarze, widne z chustek, ciemno-sine, żałosne.
Stała wśród nich bez celu w skromnej obłędnej radości, że jakoby też czeka, też wygląda męża swego, wodząc oczami po gzymsie latarni i po dalekich srebrnych gwiazdach. Miała tu jeszcze jakieś inne myśli, myśli wielkiego rozrzewnienia, przetkane najdziwaczniejszą prośbą i nadzieją, lecz jakie, — nie wiedziała.
W końcu, jedną ręką wymachując niedbale, drugą, oparłszy na biodro — „proszę niech mnie zaczepiają, ależ proszę, niechże kto zaczepi“ — poszła w dół ku rynkowi...
Ku rynkowi, czy gdzieindziej, czy może nigdzie? Cienistą stroną ulicy, pod skosem domów, pod światłem, pod głosem cudzych okien...
Zatrzymała się na rogu. Widać stąd było znów wysoką, czarno-złotą falę plant i jasno oświecony asfalt gościńca... Wciąż jeszcze szli tędy żołnierze, schyleni, rozbici, zmięci, powracający z pól zwycięstwa...
A tłum się widocznie napatrzył już, znudził i poszedł...