Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Łuk.pdf/127

Ta strona została przepisana.

wszystkiemu poświęciła, już trzy popołudnia dyżurom w dawnym Uniwersytecie Ludowym, który teraz zamieniony był na polska, kasarnię. Wydała nieskończoną ilość kromek chleba przejeżdżającym Legjonistom, wydała i odebrała z powrotem, po noclegu, znaczną liczbę kołder i koców. Pomagała jej w tem mała szara panienka, którą Zdzich, gdy wypożyczali tu książki, nazywał myszką. Maryśka nie mogła zapamiętać jej nazwiska. Siedziały razem do późna w nocy na dyżurze, słuchając jak chrapią Legjoniści. Myszka opowiadała długo o jakiejś swojej misji politycznej, ssąc przytem srebrne medaliki, które nosiła na szyi, mimo że była wolnomyślną. Przyrzekła Maryśce, że znajdzie się też zapewne i dla niej wkrótce odpowiedzialniejsza praca. A może nawet niebezpieczna...
Najmniej zadowolony z całego obrotu rzeczy był Feluś. Wołał od wycieczek z Adolfem, spacery z Nastusią, łażenie po pachnących tytoniem kolanach kanoniera z fortecznej artylerji. Zwłaszcza gdy dowiedział się, że każdy artylerzysta forteczny znaczy tyle, co pół jenerała, bo ma jeden lampas czerwony, podczas, gdy jenerał dwa. Czemże było to, iż ziemia jest okrągła, lub że roślina żyje tak samo, jak człowiek, — wobec przepoconej czapki kanonierskiej, złotego orderu za „fajne“ strzelanie, lub wreszcie, wobec wielkiego miecza, który artylerzysta pozwalał wyciągnąć z pochwy, o ile przedtem Feluś tak się umiał ukryć za krzakami, że go z Nastusią długo nie mogli znaleść...
Na humory Felusia, w stosunku do Adolfa nie zwróciłaby Maryśka żadnej uwagi, (bo któż się chętnie uczy), gdyby nie oświadczenie Karowskiej...
— Jak zawsze we wszystkiem, nasz Adolf sumienny, pilny, pracowity, — tak sobie do serca wziął, że przygotowuje się z pogadanką na każde popołudnie!
— No więc, poprostu, zadręczają mi Felka!... — Maryśka postanowiła interwenjować.
Poszli, jak za pierwszym razem w stronę Kopca. Maryśka w szarej sukience, w czarnym szerokim kapeluszu z czerwoną różą i w doskonałym humorze. Adolf, jako skaut, z blaszanym pudłem na motyle i Feluś za rękę, ze spuszczoną głowa, jakby go na rzeź prowadzili...
— Niech go pan puści, niech sobie chłopak pobiega!...
Felek, czując pomoc matki, zażądał pudła na motyle. Adolf chętnie przewiesił mu je przez ramię. Malec uszczę-