Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Łuk.pdf/132

Ta strona została przepisana.

— A bo mówiłem mu jeszcze, kiedy te kartki do pogadanek robiłem z ojcem, — radziliśmy się także pana Ciąglewicza.
Ciąglewicz niedaleko ścieżki zauważył rozpiętą parasolkę Maryśki, a pod jej cieniem czerwonym szary żakiet... Na nim zielone pudło na motyle, obok zaś, czarny kapelusz z różą. Na trawie rozkurczone bezsilnie rękawiczki.
Ładna i dużo dająca do myślenia martwa natura, niema co mówić, — pomyślał. Schyliwszy się, podniósł rękawiczki i powąchał. Pachniały dobrym mydłem i tanimi fiołkami.
Rozpięta parasolka, przygodna harmonja przedmiotów w jej cieniu spoczywających i siatka na motyle, niby zielony wiotki buńczuk jakiejś frywolnej eskapady, wbita w ziemię, zniecierpliwiły Ciąglewicza. Począł wołać coraz głośniej. Wkrótce odpowiedziały mu głosy Maryśki i Felusia — bardzo blizkie. Poszedł szybko w tym kierunku, gwałtowie krusząc szeroką podeszwą zeschłe patyki leśnej ścieżki...
Wyłonili się z za drzew, Maryśka oparta na ramieniu Adolfa, z rozburzonemi włosami z mchem na sukni, Adolf pobożnie służący oparciu swym skautowskim obojczykiem — i Feluś.
Ciąglewicz uważał za stosowne nie wykorzystywać swej sytuacji niespodziewanego świadka... — Hop, hop! — wołał, chociaż już byli od siebie na kilkadziesiąt kroków. — Szedłem do pani ze złą wiadomością, tymczasem przynoszę dobrą, bardzo dobrą!.. Co zato dostanę?!
Zamachał ku niej kilku szaremi pocztówkami polowemi, — co za to dostanę?!..
Maryśka skoczyła naprzód i wydarła mu je z ręki.
— Byłem u pani w mieszkaniu, bo się jakieś nieszczęście robi tam u Zatorskich. Trzeba kogoś bliskiego, — podobno żyliście państwo dość ściśle, — trzebaby to jakoś delikatnie, tymczasem... — Witał się niedbale z Adolfem. — Tymczasem zastałem u pani kartki od męża pani i pozwoliłem sobie, wiedząc...
Krew gorącą falą spłynęła Maryśce do serca, wszystko poczerwieniało w oczach, las zawirował, zakipiał cichą, szaloną radością... Na razie nic prawie z kartek nie mogła wyczytać, tylko jakieś jego słowa... Nawet nie strzępki słów, — a same litery, coraz większe, kochanymi sztrychami, rozhu-