Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Łuk.pdf/134

Ta strona została przepisana.

Ciąglewicz miał rację. Feluś, — a nawet Adolf... Stanęło na tem, — bo chciała działać, już, zaraz, natychmiast nieść pomoc cierpiącemu światu, — że Adolf zajmie się Felusiem, zjedzą u Karowskich podwieczorek, potem Adolf odstawi malca do domu i odda Nastusi.
— Odda go pan do rąk, panie Adolfie, prawda, do rąk?..
Maryśka z Ciąglewiczem pojedzie zaraz na miejsce.
Zatrzymali się po drodze w cukierni u Noworolskiego w Sukiennicach, — „po południu u Noworolskiego...“ Ach tak, jaki świat jest głupi, niechże sobie przypuszcza, że we dwoje gdzieś byli i we dwoje skądś wracają... Świat jest taki trywialny...
— Więc co, więc co? Niechże pan mówi...
Wyluszczał jej sytuację w dziwnie ogólnych i skróconych tonach, jakby czytał komuś komunikat sztabowy.
— Ogromna trudność z powodu ambicji... Pomoc nie może być udzielona osobiście: — Z ręki do ręki... Musi mieć pozory jakiejś nieosobowej społecznej akcji... Musi, niby wychodzić z ramienia jakiegoś ciała zbiorowego...
— A z ramienia jakiegoś zwykłego ludzkiego ciała, nie może?!
— Z ludzkiego ciała, jednostki, nie może wychodzić, — rzekł.
Maryśka wzruszyła ramionami. Cóżby ją obchodziły takie ceregiele!.. Była tak szczęśliwą, tak dumną z tego, że Zdzich żyje. Była nawet wdzięczną wojnie, że jest tak silną, tak wydatną przyprawą życia małżeńskiego...
— Wojna nie jest brzydką. Jest piękną... Tu jakiś oficer siedzi z ręką na temblaku, tamtemu, panie krają szynkę na talerzu, bo palce ma przecięte... A ten, jak ślicznie patrzy swemi węgierskiemi oczami (kasztan mieszany z bławatkiem, — takie oczy mają tylko Węgrzy, bardzo rzadko żydzi) z pod białego turbanu, którym ma obandażowaną głowę.
Mieszając w filiżance gorącą kawę z pianką, patrzyła radośnie na samochód z jakimiś jenerałami, pędzący mimo kościoła Panny Marji... Na szwadron ułanów, jadących stępa przez mroczną Sienną ulicę, na pięciu skutych szpiegów, których prowadzono pod konwojem. Szli, spozierając chciwie dokoła i na stragany przed Sukiennicami pełne rumianych jabłek. — Ha, trudno, trzeba było nie szpiegować!
Ciąglewicz udzielał dalej komunikatu: — Brak pieniędzy, brak doktora, brak wszelkiej opieki, trzech rozbrykanych