Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Łuk.pdf/138

Ta strona została przepisana.

Z okiem zmrużonym i łzawiącym od papierosa, pokazał jej ten przyrząd. Dwie przegięte silnie niklowe jaszczurki o wydętych, gładziuśko sklepionych głowach, spięte w środku, a zakończone karbowaną, szorstką płetwą rękojeści...
— Skąd pani wie, że kleszczami panią wyciągano?
— Mam tu bliznę, na czole.
Nie wyjmując papierosa z ust, grubymi palcami odchylił jej włosy z nad skroni, bez wszelkiej kurtuazji, jak się odgarnia grzywę, czy szczecinę zwierzęciu. Widziała to, odbite zabawnie w wypukłościach łyżki... Siebie w kapeluszu, cielistą głowę doktora tuż obok i jego czerwony kciuk nad swą skronią.
Wyciągnięte ku szybom gablotki długie palce katetrów, zdawały się grozić im obojgu...
Okazało się, że u Zatorskich niema światła. Dopiero stróżka musiała przynieść świecę. Maryśka zostawiła doktora przy chorej, a sama poszła do chłopców. Spali już w kuchni. Widać bawili się byli w wojnę i obóz, leżeli bowiem na gołej ziemi, z patykami przy sobie, głowami do środka, pod rozpiętym parasolem ojca, niby w namiocie...
Postanowiła zaczekać w jadalni po ciemku, przy blasku, który padał z ulicy. Słyszała tu chropawe pytania doktora i jęczące, jak słaby wiatr odpowiedzi chorej. Ogarnęło Maryśkę nagłe, czute wzruszenie... Że to się tak czeka, mądruje nad tym przyjściem człowieka na świat... Że to się odbywa mimo wszystko... Tu wojna, — tu mąż na wojnie, — tu jeszcze słowa nie napisał, — (Zdzich już napisał) — tu nawet nic nie wiadomo, gdzie jest, czy żyje, — to nic: Człowiek się rodzi bez pytania...
Uznała, że jest to wszystko bardzo romantyczne.
Doktór wyszedł od chorej.
— Więc jakże panie doktorze, kiedy?...
Podchodząc ku oknu do światła, wzruszył ramionami. — Za tydzień, za dwa, za miesiąc, za dwa, cóż na tem zależy?...
— Tak, ale my przyjaciele, musimy się jakoś przygotować....
O tyle o ile ustalił jakiś termin.
— Najgorzej jest jednak z psychicznym stanem chorej. Fatalnie, fatalnie, fatalnie... — Jął sobie pulchnemi rękami wyciągać łysą skórę na czaszcze. — Niepokój, niepewność, brak środków...
Maryśka zaczęła i jemu i przebiegowi całej sprawy i ja-