Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Łuk.pdf/139

Ta strona została przepisana.

kimś ludziom małodusznym dodawać otuchy wielkimi słowami...
Doktór nie słuchał tego wcale. — Niepokój, niepewność, brak środków, niepokój, niepewność, brak środków... Czy pani pamięta, — spytał nagle, — co pani mówiłem, gdyśmy się spotkali w kawiarni wtedy, w dzień odjazdu pani męża?
— Coś pamiętam, panie doktorze, ale niedokładnie.
Ziewnął i rzekł: Pięć miljonów trupów, — pięć miljonów trupów... Pocóż to rodzić?... Pogroził jej ostrzegawczo...
Na razie, za dziesięć koron osadzili tu stróżkę, Maryśka „do jutra“ pożegnała się z Zatorską i wyszli.
Z przyjemnością rozstała się z tym sceptykiem. Ale kłopotów, kłopotów teraz!... I spełniaj tu regularnie rozkład godzin!...
W mieszkaniu było ciemno.
— Kto tu? — krzyknęła Maryśka na progu sypialni, słysząc, że ktoś powstaje z krzesła.
— To ja, proszę pani, Adolf.
Zaświeciła elektryczność. Adolf w skautowskim ubraniu stał przy łóżku Felusia.
— Alem się przestraszyła! Czemuż pan sobie światła nie zapalił?
Nie chciał marnować na darmo elektryczności. Po podwieczorku odprowadził Felka do domu. Nastusi nie było i niema jeszcze. Klucz leżał pod słomianką. Pobawili się trochę, Feluś był już bardzo zmęczony i Adolf położył go spać. Wszystko w porządku.
— Ależ to nadzwyczajnie, — zawołała. — I dał pan sobie radę z chłopcem?!
— Skaut, proszę pani, wszędzie i zawsze musi sobie dawać radę... — Zresztą Feluś był grzeczny, sam się umył. Tu są poskładane jego rzeczy.
Mimo późnej pory zatrzymała Karowskiego na herbacie. Adolfa cieszyło bardzo, że nie tylko dotąd się poświęcił, ale że teraz poświęca się jeszcze bardziej, bo nie zdąży już do tramwaju. Będzie musiał wracać piechotą taki kawał.. Czuł się dorosłym zupełnie męzczyzną, podawał Maryśce uprzejmie szynkę, krajał chleb i prowadził rozmowę o wojnie.
Maryśka „ubrała“ go zręcznie w całą bieganinę z powodu Zatorskiej. Musiało już być bardzo późno, brama już dawno była zamknięta. Słychać było od czasu do czasu jej