Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Łuk.pdf/14

Ta strona została skorygowana.

głosu usta Ździcha, zwierały się i rozwierały na rzędzie białych zębów.
Pani Marja wpatrywała się z coraz większą radością w ich ruch...
Łap wargami tę swoją radość, nie daj się Ździchu!
Cieszyło ją niezmiernie, że jest wysoki, silny, że wystąpił dziś w nowym żakiecie... Teraz mu przebaczała te straszne ćwiczenia śpiewu i wszystkie popołudnia niedzielne, w czasie których nie mogła się nigdy zdrzemnąć...
Kawałek kończył się widocznie, bo śpiewali coraz prędzej i skoczniej. Niewiadomo dlaczego, wśród radości tych głosów, ukazała się jej twarz Ramkiego, centkowana piegami, to pozioma, to wydęta, to pionowa, to płaska, z błyszczącym kadłubkiem skrzypiec u dołu...
Skończyli.
Z ławek rozległy się oklaski, panna Stanisława wstała od fortepianu, krzycząc, — doskonale, doskonale!
Kałucki otarł sobie twarz chustką, uściskał śpiewaków i zanosząc się grubym, tęgim śmiechem radości, ucałował ręce pani Marji.
— Nie mogę, nie mogę, — huczał swą basową małmazją, — nie mogę wytrzymać, ile razy słyszę ten kwintet!
Pani Marja nie wiedziała, co to za kwintet.
Kałucki uderzył się ręką w udo, aż kurz poszedł ze spodni: — Kwintet z Carmeny Bizeta, perły, szampan, koronki! I doskonale poszło, słowo wam daję, trzymaliście się!
Nie mógł się uspokoić. Ta czysta, przedziwnie ostrej jasności pełna muzyka, zdawała się elektryzować jego tłuste ciało.
— Ja się proszę pani czuję potem, jakbym się w strumyku górskim wykąpał! Rzucał się w prawo i lewo, rozpychał szary bukiecik wątłych uczennic, rozmazywał palcami kurz na fortepianie.
— Teraz, — wołał, — powietrza, widoku, spaceru, szyn, tramwaju, i jeść, jeść! Kto idzie do Czarnego Osła?! Rok szkolny skończyliśmy, kto niema głosu, temu go nie zrobią, kto ma, temu go kto inny zrobił!.. Zaczynają się wakacje!
Znówu zwinął usta w aksamitne kółeczko i jakąś wielką frazą otoczył cały pokój.
— Boski człowiek! — Zdzich witał się z żoną. Podniecony śpiewem, przykładał jej mocne, trochę wilgotne ręce do twarzy i czoła, równocześnie sadzając sobie chłopca na kolana.