Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Łuk.pdf/143

Ta strona została przepisana.

czy browar?... Zawsze tylko woda tu pędzi brudnym wartkim potokiem i szumi, spływając między fundamenty...
Janina słuchała pilnie. Wiedziała, że lubuje się, w takich pobocznych uwagach. Pochylili się oboje nad drewnianą balustradą małego mostku. Czarna fala niosła na sobie złote półksiężyce świateł i refleksów.
Smolarskiemu zdawało się przez chwilę, że mówiąc o tym domu, w niebywale jasny sposób wyraził wszystko, co można powiedzieć o stanie duszy udręczonego człowieka... — Teraz zrozumie go Janina nareszcie...
Patrzyli wciąż, słuchając wartkiego dźwięku, stłoczonych fal. Po chwili przyszła Smolarskiemu refleksja, że jednak nic wyraźnego nie powiedział i nie określił... Bo skąd miała Janina wiedzieć, że tędy chodził do szkoły?... Ze mu, synowi małego urzędniczka, imponował straszliwie ten gmach o zakratowanych oknach, niezmiennie połyskujący tą falą czarnej wody... Skąd miała wiedzieć, że w pierwszej gimnazjalnej, gdy wracając wieczorem z wielkanocnych, rekolekcji, zobaczył kratowane okna tego budynku, oświetlone białym światłem, pomyślał nagle, — że zdaje się Boga niema...
Aby więc wytłómaczyć to Janinie dodał jeszcze: Tędy chodziłem do szkoły...
— Tak? — A ja chodziłam do szkoły w Królestwie, do szkoły rosyjskiej.
Nie porozumieli się. Uczuł, że odeszło, minęło go coś, co tak bardzo pragnął złożyć, jej w ofierze... Skręcili między puste uliczki, na których donośnie rozlegały się kroki obojga.
Janina łowiła ten odgłos z ciekawością...: Ciężkie placki stąpnięć Smolarskiego i echo jej podeszwy miękkie, jak pierożek. — Dała sobie, od chwili dzisiejszego spotkania, już kilka razy słowo honoru, że sama nie rozpocznie... Ofiarowała mu tak wiele, nie rozumiał i nie przyjął... Niech się upokorzy.
Zawędrowali powoli przed klasztor OO. Kapucynów. Na przodzie, na małym placyku stał krzyż otoczony sztachetkami. Jego ramiona pozłacał blask latarni. Kształtów kościoła w mroku nie było widać dokładnie, jeno miękką grę, jakby sypkich płaszczyzn, ściągniętych pieczołowicie pod trójkątny dach.
— Zdaje się, proszę pani, — że ten krzyż stoi, na pamiątkę Konfederatów Barskich, którzy tu walczyli, padli i których jakoby tu pochowano...