Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Łuk.pdf/145

Ta strona została przepisana.

rażeniem słuchał przytłumionego ruchu, jaki wydobywał się z kasami. Gdzieś na drugim piętrze otwarło się okno. Ktoś śpiewał. Jakiś chłopski głos ciągnął prostą pieśń, tym samym nawrotem, dokoła.
Smolarskiemu uzmysłowiło się, że to głos tego całego mięsa ludzkiego drży tak pod granatowym niebem i tak się tuła wśród rzadkich gwiazd...
Uśmiechnął się skrycie i zjadliwie... Bo cóż kogo obchodzi wogóle ludzkie nieszczęście?...
Zaczęły mu płynąć dnie, pełne coraz większej, coraz przewrotniejszej perfidji. Miał masę zajęcia, które go teraz nic nie obchodziło. Stawały się donośne fakty, na które patrzył teraz obojętnie, jak się patrzy na wydarzenia, zachodzące w jakiejś rzeczpospolitej Australijskiej. Zrywał się cały wicher programów politycznych, zbawiano Ojczyznę na dziesięć sposobów, a Smolarski przymierzał do nich zbolałą swą duszę, ciesząc się, że tak wielkie wypadki nie mogą wyczerpać tak małego zmartwienia...
Dowodzono mu z różnych stron, różnych grup politycznych, że człowiek tego pokroju, tej wysokiej uczciwości, co on, mógłby i powinienby i jest obowiązany... Proponowano mu nawet w miarę tego, z jakiego to szło obozu, — tu szarżę wysoką, tu chwałę męczeńską, tu, niby twardą pestkę skrytą w słodkim miąższu owocu, bezwzględną wolność od służby wojskowej, — w razie konserwatywnego działania.
Smolarski podnosił wysoko swe śpiczaste uszy, chlupał śliną o dziąsła i z pod nawisłych leniwie powiek pozierał na to wszystko z niewzruszoną bezmyślnością... Równie bezmyślnie cieszył się tym rozgwarem, jakim brzmiało teraz życie publiczne, miejskie, kawiarniane, prywatne, z powodu rosyjskiego pochodu w głąb Galicji. Widziało się teraz na kupie wszystkich znajomych rozproszonych po święcie, miało się pod ręką na każde zawołanie całą nędzę kraju, oglądało się w niezliczonych urzędach tak dokładnie, całą groteskową powolność administracji.
Nadpływały też coraz gorsze wiadomości z frontu. Smolarski upatrzył sobie specjalny stolik w kawiarni, gdzie zbierali się wojacy. Chętnie przysłuchiwał się opowiadaniom o okrutnych przygodach wojennych, czynach i spotkaniach.
Uważał, że działa to równie dobrze, jak elektryzacja, lub masaż głowy...
Unikał przytem stale towarzystwa legjonistów. Byli