Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Łuk.pdf/15

Ta strona została przepisana.

Pani Marja gładziła męża po włosach. — Nie wiedziałam, że ty takie trudne rzeczy umiesz śpiewać... Ho ho, zaimponowałeś mi...
Było mu gorąco od tego szczęścia, jakie słodką równowagą rozpływało się po całem jego ciele. Wychylił głowę z okna, patrząc prosto w górę, na złotoniebieski błękit... Widział równocześnie przed sobą, tak, jak chyba rośliny widzą swe własne liście, — swą żonę i dziecko... Czuł na kolanie maleńkie uda swego chłopczyka, czuł głowę synka wystraszoną i zakłopotaną na swej wesołej, męskiej piersi...
Marja stała przy mężu, zgartując mu włosy ze skroni, oparłszy swe miękkie, pełne gibkiej ruchliwości kolana o jego nogę.
Nie wstydził się nic, że się we troje objęli prawie i że chłodzą się teraz w oknie pod płatkiem czystego nieba. Na to się uczył, na to pracował, na to kończył swą „historję i gieografję”... Na to w ogóle było wszystko...
— Więc powiadasz, — przypomniał sobie przecież, że Maryśka jest w nowym, tak dawno zapowiadanym kostjumie, — powiadasz, że matołek stanął na wysokości zadania?! — Dotykając prawie żoninej piersi, podrzucił dwoma palcami, leciutko, białą piankę żabotu.
A potem, niby odsuwając Maryśkę od siebie rękami i naporem kolan, spytał syna: — Feluś powiedz, kto to jest ta pani bogata, w tym kapeluszu, w tej spódniczce na twarzy (tak Feluś nazywał woalkę). — Czy ty znasz tę panią w nowych pantofelkach?... Powiedz, może znasz?...
Feluś skłonił głowę na piersi ojca i rzekł grubym głosem, zamykając wstydliwie oczy: — To jest mamusia...
— Ależ nie może być! Ta pani w tej fjoletowej marynarce, w tym fraku! przypatrzże się dobrze? Z tymi białymi wyłogami na rękawach?! To ma być mamusia?!..
— To jest moja mamusia...
— Widocznie nie znam twojej mamusi... Jakto?! Ten pan w białych wyłogach, białej krawatce, z zegarkiem w kieszonce, — jest to chyba jakiś żołnierz, dragon, marynarz, kapitan okrętu, ale nie żadna mamusia?...
Feluś pochylił się ku niej, objął ramionami przez biodra i złożył głowę w ich zbiegu, na fjoletowym jedwabiu sukni: — Jest mamusia, bo chodzi w sukni...
Wtedy porwał go z kolan ojca Kałucki, rzucił w powietrze, złapał i straszliwie wyszorował nieogolonymi policzkami.