Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Łuk.pdf/151

Ta strona została przepisana.

cił się do Stanisławy, — i prowadź do domu na dobrą kawę.
Patrzyli za nim z żałością. Wlókł się powoli, jak tabetyk. — Profesor taki zdenerwowany...
Maryśce nie mogła się nieoczekiwana wiadomość pomieścić w głowie. Czy ma się cieszyć, czy smucić?... Czy jest Zdzich, — czy go niema?.. Gdzie to jest w niewoli?.. Gdzie to jest?..
O — teraz już nic nie trzymało jej w Krakowie! Nacóż więcej miała czekać?... Jej stały adres nikomu już nie jest potrzebny. Listy, żadne listy od Zdzicha nie będą przychodzić... Minie dobrych parę miesięcy, nim nadejdzie jakaś wiadomość przetłomaczona, przepisana, przeżuta przez jakieś międzynarodowe biuro szwajcarskie. Nie siedzieć tu! Uczepić się czegoś, czy kogoś... Najlepiej matki... Potrzebowała kogoś, ktoby jej wytłomaczył, że te niepewności, to zawieszenie, ten czyściec, — wyjdą na dobre... Potrzebowała też i dla siebie trochę przygód, trochę bezpośredniej niedoli, trochę włóczęgi...
— Nie tylko ty, Zdzichu, tułasz się, jadąc między białe niedźwiedzie, — twoja żona, twój syn, twoja malutka rodzina, też nie opływa i kosztuje gorzkiego losu wygnania...
Tembardziej, że utrzymywała się pogłoska, jakoby w razie oblężenia, osoby, które się nie wykażą dostateczną ilością zapasów, wygnane będą poza obręb twierdzy na łaskę losu. Między strzelające armaty...
Dobrze jeszcze, że coś się odmieniło w Nastusi i że Maryśka znów mogła na niej polegać. Zwłaszcza od czasu, gdy popłakały się obie.
Buczały cały wieczór. Maryśka nad Zdzichem i niepewnością, Nastusia nad tem, że jej chłopak z serca wyszedł.
— Z serca mi wyszedł, proszę pani, nie czuję go, nie widzę... Wyszedł mi, jakbym go nigdy nie znała, wyszedł mi z serca i już...
Może to i dobrze, bo ostatniemi dniami rozpuściła się była Nastusia i nieomal noce całe przepadała, jak się okazało u baby, co karty stawia. Teraz można znów było gadać z nią i liczyć na nią.
Jechać w świat z panią swoją się bała... — Zawsze jedna gęba więcej między obcymi... A tu ma na Podgórzu swoich stryjków... Najlepiej, pani jej zostawi trochę tych krup, tego węgla, tej mąki i wszystkiego, co jest... Może Nastusia jakoś „o tem“ wysiedzi, — jak wyrzucą, to laska boska... A jeśli nie,