Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Łuk.pdf/152

Ta strona została przepisana.

to co upilnuje, to upilnuje... Z kluczami na ten przykład, to jak tam pani woli. Może zabrać, może zostawić. Nastusi wszystko jedno...
Maryśka poszła do Karowskich dowiedzieć się, gdzie Rosja może trzymać jeńców wojennych?... Oni przecież znali całą Rosję, na własnej skórze wszystkich tych miejsc strasznych doświadczyli. Ale tyle ich było tych miejsc, nazw, mrozów, rzek, guberni i niedoli, że nic się nie dało wywnioskować.
Tyle tylko, że się odrazu przy okazji pożegnała z Karowskimi aż do powrotu i do jakiejś lepszej doli. Już nic ze spacerów, nic z tego doskonałego kierunku, w którym Adolf prowadził Felusia. Teraz, skoro to już i tak do niczego nie obowiązywało, zwierzyła się Maryśka, że chciała była u nich ten pokój po Janinie wynająć.
— Mój chłopiec miałby taki doskonały przykład, a jabym mogła tak pomagać pani przy wszystkich społecznych pracach. Tymczasem wszystko prysło...
— Tak, tak, — kiwała głową pani Karowska, — nie czas żałować róż, gdy płoną lasy... Nie czas... — i śmiejąc się gorzko: — wracamy do naszego Słowackiego, który nam przyświecał przez całe wygnanie...
Sami polecili (było to dowodem ogromnej przyjaźni), by Adolf odprowadził Maryśkę do tramwaju.
— A jeśli pani ma sprawunki jakie, lub posyłki, to proszę naszym chłopcem rozporządzać jak swoim.
— Ja wszystko doskonale załatwię, — zachwalał się Adolf usłużnie i skwapliwie.
Schodzili powoli ze wzgórza, obudowanego grzecznymi domkami urzędników. Późna jesień widniała wszędy. Wielka aleja, wiodąca na kopiec Kościuszki przemieniła się w brunatne szpalery wysokich rózeg.
— Pamięta pani, — spytał Adolf naiwnie, — jakeśmy tędy schodzili, pani z panem Ciąglewiczem? Ja wybiegłem za państwem, pani zbierała wtedy kwestę do puszki. W dzień odjazdu męża pani...
— Skądże panu to przyszło na myśl?
— Bo taka pani wtedy była smutna...
— Doskonale pan pamięta, — pogroziła mu z uśmiechem. — Pan wybiegł wtedy za nami bez kapelusza i dał mi pan do puszki dwie korony. Pamiętam, że potem uciekł pan na podwórze tego kościoła. I czegóż się pan wtedy bał?