Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Łuk.pdf/157

Ta strona została przepisana.

ruszyła naprzód. Po olbrzymiah zakrzywionych igłach przeleciały czerwone dreszcze. Parowóz sunął powoli, jak olbrzymi czarny byk...
— Tak proszę pani, to jest bezwzględność rzeczy istniejących...
Nato nie miała Maryśka żadnej odpowiedzi. Na takie filozofowanie pozostawała jej jeszcze jedna rada, — herbata... Jest to niby bardzo wymijające, a przecież tak wnikliwe...
Dopiero, gdy Ciąglewicz przyjął zaproszenie, podjęła śmielej wątek rozmowy: Więc, — bezwzględność rzeczy istniejących, — mówił pan.
Poza pierścieniem uwiędłych już prawie plant zatrzymał ich tłum gęsty i hałas ogromny. Zrazu nie mogli zrozumieć, co tak trzeszczy w powietrzu i dygoce. Widać było tylko polatujące nad tłumem kłęby kurzu, a zapach benzyny roznosił się daleko... Były to olbrzymie niemieckie samochody, pędzące nieskończonym sznurem z głębi nocy, przez miasto, ku fortecy.
Wyciągały się ku tym pojazdom twarze pospólstwa, oświetlone lampami acetylinowemi, jak gdyby trupie. Domy się trzęsły od przegonu, zdawało się, że się asfalt wgłębia i kruszy pod naciskiem...
Na olbrzymich platformach stali, po kilkudziesięciu, żołnierze niemieccy o sinych gębach, w pikelhaubach, przykrytych pokrowcami, — niby ludzie o głowach, sklepionych w śpiczasty róg. W obłokach dymu benzynowego, w miażdżącym trzasku kół, w pośród dzwonienia ciężkich łańcuchów, ubrani w prostokątny łom swych uniformów, wrzeszczeli ku białej z osłupienia publiczności szorstkie, jak tarty kamień, słowa ojczyzny swojej.
Ciąglewicz spochmurniał. Cały ten dziki korteż skierowywał nagle rozmowę na całkiem inne tory. Ciąglewicz nie widział, w tym przemarszu nic nadzwyczajnego.
— Ja piszę w mojej bibliotece, oni jadą samochodami, choćby z francuskiego frontu na rosyjski. Każdy robi swoje... Bezwzględność rzeczy istniejących...
Po powrocie do Miechowskich, przy herbacie, wśród rozstawionych kufrów i koszów, gdy sobie uzmysłowił, jak niezmierzona jest ta rozbieżność losów, jak cierpliwym być trzeba, by módz na miejscu siedzieć spokojnie, — gorycz nim zawładnęła... Ci, którzy jadą, podziw wzbudzają... Omroka tęsknot im towarzyszy, ściga ich zazdrość przygody... Lecz