Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Łuk.pdf/16

Ta strona została przepisana.

Potem oddał naperfumowanym uczennicom, wśród których przerażony chłopiec znalazł się niespodzianie, jakby wśród nadmiernie wybujałych, fantastycznych roślin, o ludzkich twarzach...
— Zaraz poznać, że to też ojciec, — zauważyła z sympatją Maryśka, — biedne człeczysko. Co prawda oboje pracują, jak konie...
Wszyscy dobrze wiedzieli, że profesor ma gdzieś na prowincji żonę i pięcioro dzieci. Że pracuje tu na nich w mieście, razem ze swą przyjaciółką, pianistką, panną Stanisławą.
— „Biedne człeczysko“ — w ustach pani Marji miało dużą treść polityczną... Znaczyło to bowiem, że ona, ślubna żona, dziś przynajmniej, nie potępia profesora i jego wolnego związku z „tem”, co każda służąca nawet, może bezkarnie nazwać „kochanicą“...
— Więc w takim razie, — krzyknął głośno Ździch, — idziemy na śniadanie do Czarnego Osła!
— Idziemy!
Wszyscy poczęli się ubierać, profesor zaś zamknął na klucz fortepian i puścił stojący na nim metronom.
— Już mu nie wiele brakuje, — objaśniał Kałucki, — zaczekamy aż skończy, — dobrze? Po co ma być sprężyna naciągnięta przez całe lato?!
— Oczywiście, oczywiście, — huczał któryś z uczniów, — sprężyn po próżnicy nie naciągać...
Stanęli półkręgiem naprzeciw fortepianu i okna. Z czarnego stożka metronomu wychylało się miarowo stalowe wahadło, obarczone na końcu trapezem ciężarka.
— Cicho! — Zakomenderował Kałucki. — Wysłuchajmy rzetelnie, jak się kończy rok szkolny...
Zgrupowani swobodnie, kto z kim chciał blisko, daleko, czy pod rękę, patrzyli z uśmiechem, jak z czarnej piramidki wychylało się śmigłe żądło, zakończone niby główką niebieską... Godziła ona miarowo, z suchym trzaskiem, to w jedną, to w drugą część nieba, płynącego za oknem...
— Profesor trząsł czupryną i przedrzeźniał, uczennice groziły metronomowi, zaś wszystkich onieśmielało milczenie i twardy, skryty trzask, długość ciszy mierzący...
Zdzich przerzucił nieznacznie rękę przez biodro żony i przycisnął ją do siebie. Nie myślał, ale uświadomiło mu się to falą drogiego ciepła, że jeszcze jeden wspólny rok