Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Łuk.pdf/162

Ta strona została przepisana.

kiera zalane, rozpływały się też pod niemi jego oczy, jakby je miał od brwi aż po kości jarzmowe, spojone z szarych kropel. Nareszcie usadowili się wygodnie przy oknie. Okno zdobył Ciąglewicz swym dystyngowanym wyglądem. Nie mało się też przyczynił do tego Kałucki, który przecież był kapralem jednorocznym.
Maryśka bardzo mu była wdzięczna, że przyszedł, że przyszedł ze Stanisławą i że jej dopomógł. Najwięcej pomógł swym kochanym, wyśmienitym humorem. Chyba, prócz Zdzicha, nikt tak nie umiał ożywić towarzystwa, jak Kałucki. Z niczego sobie nic nie robił, wszystko potrafił wykpić...
Przeszkadzała mu tylko panna Stanisława, nie dając mówić na wietrze ze względu na głos.
— Żebyś ty wiedziała, gdzie już ten głos nie był wszędzie!? — Kałucki byłby jeszcze weselszy, tylko, że musiał się obzierać za oficerami, by go który „niezasalutowany“ nie minął.
Maryśka smętkiem odjazdu przejęta, patrzyła z wysoka na szczupłe grono odprowadzających ją znajomych, z jednego tylko szczęśliwa, — z jednego: że oto dzieli los Zdzicha, że jedzie tak, jak on, — w świat, na nieznane...
— Wędrówki narodów, — zagadywał Ciąglewicz, uśmiechając się pobłażliwie do stłoczonej przy wagonach biedy ludzkiej.
— A trzymaj się, trzymaj, Marysiu, — prosiła Janina z przepaską czerwonego krzyża na ramieniu. — Nie płacz teraz za nami, (bo się Maryśce łzy w oczach zbierały) — tylko dopiero aż nas tu zbombardują i dowiesz się, że kamień na kamieniu nie został.
— Tak, wtedy będzie pani miała czas, — chlupał śliną o dziąsła Smolarski. Przyniósł Maryśce na drogę różnych smakołyków i pled. Darował jej ten pled.
To było ładne w Smolarskim. Umiał tak, na równej drodze, ni z tego, ni z owego, jak pan postąpić.
Już dwie godziny pociąg gwizdał, jechał i ustawał. Ciąglewicz musiał już iść... Ucałował ręce Maryśki na pożegnanie z dużym „wyrazem“, a całą „prawdę“ czułości wywarł na Felusiu...
Janina też musiała już iść.
— Może nie wyjedziecie dzisiaj, — to byśmy się zobaczyły w teatrze!
Odchodząc ledwie kiwnęła głową Smolarskiemu, który kłaniał się głęboko.