Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Łuk.pdf/174

Ta strona została przepisana.

pluszowych pufach, w dalekim huku armat — „tak, tak za stołem, wygodnie“... Głuptak, gmerząc w kierpciu, rozwalił się na progu, Feluś stał przestraszony obok matki...
— No tak mamo, — więc dlaczego doktór, czy sędzia?... Ktośkolwiek z tych ludzi?... W końcu cała inteligencja, jaka tu... Przecież niemożliwa rzecz, żeby nikt mamie nie chciał pomóc?...
Biernacka skłoniła się ceremonjalnie nieobecnym, kończąc za Maryśką: Cała inteligencja uciekła... Rozumiesz? Uciekli! — Nawet nikomu nie powiedzieli, kiedy... Gmina, urzędy, — wszystko... Nie byłam godna uciekać razem, — wargi jej rozwinęły się skośnym uśmiechem, — nie byłam godna uciekać razem z nimi wszystkimi...
Jakby na potwierdzenie tej obrazy, podniósł się w jej rękach bezgłowy tors samowara i energicznie wypiął ku domom miasteczka swą pierś błyszczącą...
— To my będziemy mamusiu tak mieszkać?... — Spytał Felek siny z zimna.
Maryśkę złość porwała... Popatrzyła na matkę, na śnieg, sypiący po meblach, na drogę, zawaloną wozami, na Smolarskiego, który szarpał się przy rynsztoku, zaprzężony w dwa kufry, na pokręconego głuptaka, strużującego w pustej szkole — i rozpłakała się...
— Tyle tylko zrobił dla twej matki pan burmistrz uciekając, że w jej szkole wyznaczył kwaterę dla komendy... A przecież komenda nie może dowierzać starej urzędniczce... A nuż to szpieg, utajony od lat czterdziestu!... I oto, masz mnie na bruku...
— No więc aptekarz, — mamo, — jęknęła Maryśka.
Pani Biernacka przyjęła pozę obelisku...
— Mama wcale o mnie nie myśli, a gdzież ja się teraz z dzieckiem podzieję?!...
— Dopieroś przyjechała, — a już wiesz, że o tobie nie myślę, — zapłakała pani Biernacka.
Wówczas beknął też Feluś. Ledwo, ich Ambroży zakrzyczał swą bezsłowną perswazją.
Smolarski przywlókł był już rzeczy i przedstawiał się matce.
— Nasz przyjaciel, mamo, — rekomendowała Maryśka.
Pani Biernacka oddała mu podejrzliwe honory...
— Więc pan wie, — zwróciła się do niego Maryśka, —