Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Łuk.pdf/175

Ta strona została przepisana.

nie mamy gdzie mieszkać... Jesteśmy na bruku, tak, jak stoimy z temi rzeczami...
— No tak, — Biernacka dopiero teraz rozwiązywała sytuację — idziemy na dziady, bo idziemy do żydów... Tylko teraz nie wiem, czy nas stary Ramkie przyjmie w tak dużej kompanji...
Maryśce ciężar spadł z piersi... — Nie stary, to młody, muszą nas przyjąć!
O to się już nie bała... Była sobie wdzięczna, że niczem nie zraziła sobie profesora Ramkiego w czasie drogi... Wrócił Maryśce humor, tak dalece, że zaraz jęła matce pomagać w wynoszeniu ostatków.
Ach, — smutne to było... W dwóch pokoikach, z których wyjechała w świat zostały zwitki kurzu na podłodze i po meblach, czyściejsze prostokąty na ścianie...
Feluś stał pod piecem, jeszcze ciepłym i odpędzał przymilającego się doń Ambrożego.
— Jak mamie ślicznie bluszcze puściły, przez tych parę lat, jakie ogromne!
— Tak, tak, — nie wiedziałem, moja droga, że to bluszcze grobowe... Może też teraz miałam czekać, aż mi wszystko rozkradną?!
Nawet nie znalazła chwili, by wnukiem się ucieszyć... Maryśkę przejmowało to głęboką goryczą... Więcej zajmował matkę Smolarski, niż Feluś... Inna rzecz, że Smolarski wytworzył dwuznaczną sytuację... Warjat... Oczywiście, matka wypytywała się skrzętnie, czy ustosunkowany, czy bogaty, czy kawaler? Czy jaki specjalny przyjaciel Zdzicha?...
— Nie Zdzicha, mamo, a nas obojga. — Odpowiedziała naumyślnie.
Zjawił się młody Ramkie, już umyty, energiczny, przedsiębiorczy. — Do nas prosimy, ojciec mnie przysyła, ojciec nic nie wiedział... Ojciec się bardzo cieszy... Czyśmy kiedy myśleli, pani Marjo, tam w Krakowie, — jedno od drugiego o tysiąc ścian! Przypadek zawsze w końcu swojaków sprzęgnie...
Zabrali się do układania rzeczy na mały wózek.
— Ja nie mogę, — przepraszał Ramkie, — nie mogę forsować rąk. — Nieszczęście wirtuoza, że nie może być usłużny dla dam w pewnych momentach...
Maryśka z humorem dźwigała sama, zadowolona, bardzo zadowolona, że nie będzie w gościnie u matki... Tak