Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Łuk.pdf/181

Ta strona została przepisana.

— Tem gorsze moje położenie mamo, — tem gorsze. Teraz nawet nie wiem, czy mam męża, czy go nie mam...
— Ja też tosamo mówię... — Pani Biernacka zdjęła już bluzkę. Wyciągając chude, żółte ramiona poprzez czarne szelki, na których trzymała się jej suknia, rzekła raz jeszcze: — Czy ja mówię co innego?... — Upiąwszy szare kosmyki włosów, spojrzała pytająco na córkę.
— Więc o co mamie idzie?
— O co mi idzie?... Bo dziwne to wszystko razem, — bardzo dziwne.
Fałszywy wstyd nie pozwalał się Maryśce rozdziewać. Nagość matki napełniała ją lękliwą bezradnością.
— Cóż mama widzi w tem wszystkiem tak dziwnego? — Równocześnie myślała Maryśka z oschłą, acz tryumfującą wdzięcznością o postępie ludzkości... Matka jej była z tej samej sfery, co i ona, — a jednak dziś już nie ślinią sobie kobiety końców warkoczy, nie rzucają włosów gdziebądź na podłogę, nie noszą takich majtek flanelowych, jak rury... Wolała się nie rozbierać, nie pokazywać ramion i piersi, żeby to jeszcze nie było rozumiane, jak jakieś wynoszenie się młodości nad starością...
— Widzę w tem to dziwnego, — rzekła pani Biernacka, chowając krogulcze palce swych stóp pod kołdrę, — że ostatecznie zostawił cię tak ten twój mąż, ten cały Miechowski... Zawsze mówiłam, że to wiatrem podszyty lekkkoduch...
Maryśce gniew uderzył do głowy: — Ten lekkoduch jest ojcem mego dziecka!
Biernacka wysunęła łagodnie z poduszek swą szarą jak pieprz głowę: — Czy ja dlatego, że mój nieboszczyk mąż jest twoim ojcem uważam go za świętego?! Możesz być pewna dużo jest lat na tej świętości i każdemu, kto wie o tem, chętnie to przyznam...
— Może mama, jak się mamie podoba, — a ja sobie nie życzę... Sama już za to odpowiadam...
— Aż nadto, aż nadto, jak widzę...
— No bo co? — Dlatego, że mogą tu przyjść Moskale, — to Zdzich jest winien?! On ma zato pokutować?!
— Moja droga, — uspakajała córkę Biernacka odwracając się do ściany, — ciebie tak Moskale nie straszą, bo ty dasz sobie radę. Jesteś młoda... Cóż?... Ale ze mną nie pojedzie kolega mego nieboszczyka męża, odprowadzać mnie z Krakowa aż tu!..