Strona:Juliusz Kaden-Bandrowski - Łuk.pdf/183

Ta strona została przepisana.

nie można było... Wszędzie wojsko... Huk armat kołysał się nad doliną ustawicznie. Nawet można było poznać stanowiska baterji. Zwłaszcza o zmroku...
Cztery, albo sześć, raz po raz rozkwitających brylantów — to baterja..
A gdy się wyszło tyłami domów na górkę, to widziało się stamtąd całą bitwę... Ani jednego człowieka, tylko tnące się nad górami noże złotych błysków...
I pożary!
Ramkie pokazywał Maryśce, które miejscowości się palą... Bowiem daleko, w sinych mgłach, leżało coraz więcej olbrzymich, ciemno-czerwonych rubinów pożogi...
Zdawały się oddychać, rozjaśniając się, lub ciemniejąc powoli...
Wogóle na widok tej broni, wojennego trudu, żmudy, — rozwiązywały się w Maryśce całe fale litości i pobłażania... Przebaczyła wszystkim i wszystkiemu... Tak długo, tak bez końca gonić i uganiać po tych górach nie będą przecież mogli... Albo się wystrzelają tej zimy wszyscy, — albo wymarzną... Czyli, że wojna musi się skończyć wcześniej... Zdzich wróci i wszystko wróci do dawnego.
Pewność ta napełniała ją przebaczeniem i bezkarną zalotnością. Przebaczyła matce, — a kokietowała bezwiednie każdy oddział i każdego żołnierza...
Zjawiały się ciągle nowe wojska, zapychając wszędobylskią obecnością całe miasto. W nocy kroku zrobić nie można było, żeby się niepotknąć o żołnierza. Na podłodze, na korytarzach, wszędzie spali, nawet na słomiankach, — jak zgonione psy... Gdy się przypadkiem weszło ze światłem do sieni, — aż litość brała... W czerwonych spodniach kłębili się na podłodze, jak krwawe liszki...
Czasem znów zjawiali się sami oficerowie. Siedzieli na pufach Biernackiej (ileto świata zobaczą takie pufy) grali w bilard, jakby nigdy nic, — a jutro podobno wszyscy zginęli...
Najczęściej, razem z Felusiem patrzyła przez okno ciemnej restauracji na ulicę i ruch wojenny. Feluś klękał na kamiennym pufie, Maryśka stawała obok chłopca, profesor Ramkie po drugiej stronie i patrzyli, co się dzieje.
Wojska było coraz więcej, coraz mocniej też huczały po górach armaty... Niebo się kołysało dużym śpiżowym ję-